Jestem na trzecim etapie zupełnie szczerze i świadomie to piszę.
Moim problemem nie jest wolontariat i koty czy psy, ale internet, Facebook, komputer. Piszę tu o problemie, gdyż wielu ludzi myśli, że koty i psy powodują i ja się rozkojarzam i tracę na nich czas. To fakt wolontariat zajmuje prawie dwa etaty i więcej, ale mimo wszystko to nie ten problem. O wiele więcej czasu tracę przez uzależnienie od internetu.Faza kontemplacji zaczyna się z momentem uświadomienia sobie, że uzależnienie od Internetu faktycznie jest problemem. Uświadomienie pojawia się na przykład przez utożsamienie niedotrzymania pewnych obowiązków narzuconych przez społeczeństwo.
Gdybym była w stanie z tym sobie poradzić, przy aktualnej pracy spłaciłabym pożyczki, zarobiła na koty i rachunki domowe. I co najważniejsze na realizację marzeń!
… ale tak nie jest więc dupa
… walczę ze sobą już od dłuższego czasu
… a internet uważam, za przekleństwo
… najszczęśliwsza jestem wtedy gdy nie mam zasięgu.
Wiem, co to jest uzależnienie, kiedyś jak mi się zepsuł laptop, a było to już jakieś 15 lat temu – dałam do kolegi, aby mi go naprawił.
W pierwszy dzień, gdy go nie miałam, myłam okna. Myjąc jedno okno, schodziłam z drabiny z 10 razy, aby sprawdzić na laptopie, którego nie miałam (sic!), co się dzieje. Nawet nie wiesz jak człowiek jest wtedy zły, poirytowany, wkur…ny, jak trzaska piorunami.
Wtedy postanowiłam nie odbierać tego laptopa przez miesiąc, ale to był hardkorowy ruch z mojej strony.
Ja wiem, że nie wystarczy samo postanowienie, czy obietnica… no chyba, że tylko po to, aby samą siebie znienawidzić, za brak silnej woli i brak konsekwencji.
Tak więc na zakończenie… tak wiem, jestem uzależniona, tak, oczywiście, chcę z tym walczyć, pragnę, aby mi się to udało. Będę informować o kolejnych moich krokach. Czuję, że pisząc to jestem silniejsza…. taka uświadomiona (czarny humor).